Trudno uwierzyć, że na publikację najsłynniejszych powieści Elizabeth Gaskell w naszym kraju przyszło czytelnikom czekać ponad 140 lat. Wszyscy ci, którzy cenią dziewiętnastowieczne sagi rodzinne i panoramiczne powieści o zabarwieniu obyczajowo-społecznym, mogą już w tym momencie przerwać lekturę recenzji, wybrać się do księgarni i sięgnąć po „Żony i córki”. Oto bowiem kolejny kamień milowy w odmalowywaniu epoki wiktoriańskiej, a zarazem stylistyczna uczta dla fanów konwencji.
Brytyjska autorka rozpoczęła pisarską karierę od opowiadań gotyckich, potem zaczęła próbować swych sił w publikowanych w odcinkach powieściach. „Żony i córki” to jej ostatnie dzieło; pracę nad nim przerwała przedwczesna śmierć pisarki, nigdy więc nie dane nam będzie przeczytać finałowego rozdziału – wiadomo jedynie, jakie wydarzenia miały mieć w nim miejsce, trzeba jednak zadowolić się krótkim streszczeniem pióra wydawcy Gaskell umieszczonym w posłowiu.
Powieść koncentruje się wokół nastoletniej Molly, córki owdowiałego lekarza. Relacje rodzicielskie między tą dwójką układają się wzorowo – do czasu, aż doktor Gibson nie postanawia ponownie się ożenić, a do domu wprowadzają się nowa pani Gibson i jej córka Cynthia. Przybrane siostry dzieli wiele, zarówno jeśli chodzi o sposób bycia, maniery, usposobienie czy urodę, jak i budzenie zainteresowania młodych mężczyzn. Równolegle śledzimy dzieje rodziny Hamleyów, posiadaczy ziemskich, najstarszego rodu w okolicy. Losy obu familii wzajemnie na siebie wpływają, krzyżują i rozplatają na przestrzeni sześćdziesięciu rozdziałów.
Gaskell z pieczołowitością opisuje panujące na prowincji stosunki społeczne, a mieszkańców Hollingfordu i okolic poznajemy w ciągu tych kilkuset stron lepiej niż własnych sąsiadów. Od strony fabularnej trudno mówić o novum czy przełomie – gdy powstawały „Żony i córki”, znano już powieści sióstr Brontë czy Jane Austen, których tematyka mieści się w tym samym kręgu. To, co wyróżnia Gaskell, to jej niezwykły, bogaty, ale nie pretensjonalny styl. Powieść czyta się lekko, a przy tym rozkoszuje się wielokrotnie złożonymi zdaniami i gamą słów, które dziś trącą myszką i przywołują na myśl dawne czasy, tworząc niepowtarzalny klimat.
Wszechwiedzący narrator-gawędziarz prezentuje czytelnikowi wnikliwe i błyskotliwe obserwacje, będące wspaniałym świadectwem epoki, a zarazem porywającą opowieścią o zwykłych ludziach, ich troskach i radościach. Rewelacyjne są także dialogi, przekonujące i naturalne; sposobem wypowiedzi Gaskell udaje się oddać charakter postaci, od manierycznej Hiacynty Gibson, przez naiwną Molly, po cynicznego doktora.
Szczególne pochwały należą się polskiemu wydaniu książki. Wspaniałe jest tłumaczenie Katarzyny Kwiatkowskiej, które oddaje bogactwo stylistyczne i leksykalne języka autorki. Powieść została opatrzona licznymi przypisami, przybliżającymi czytelnikowi to, co w epoce wiktoriańskiej obce i nieznane, a na ponad ośmiuset stronach próżno szukać jakichkolwiek błędów. Czego chcieć więcej? Jedynie twardej oprawy, dzięki której dzieło mogłoby prezentować się na półce jeszcze okazalej.
Takich powieści dziś się już nie tworzy – długich, drobiazgowych, silnie osadzonych w epoce. Wszyscy miłośnicy XIX-wiecznego pisarstwa powinni dać szansę Gaskell i jej koronnemu dziełu. „Żony i córki” to bowiem jedna z tych książek, które mimo swej długości wciąż są za krótkie – a po dotarciu do ostatniego rozdziału pozostaje żal, że historia Molly nie toczy się dalej.
- Tytuł: Żony i córki (Wives and Daughters)
- Autor: Elizabeth Gaskell
- Wydawnictwo: Świat Książki
- Rok wydania: 2012
- Liczba stron: 864
- ISBN: 978-83-7799-563-1
–
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Świat Książki oraz Portalowi LubimyCzytać.