Pora na drugą część tegorocznych podsumowań — część, jak zgaduję, najkrótszą, poświęconą grom komputerowym i konsolowym.
GROWE PODSUMOWANIE ROKU 2012
Z roku na rok, niestety, gram coraz mniej — gdy przychodzi mi zrezygnować z jakiejś przyjemności na rzecz obowiązków, gry idą pierwsze w odstawkę, a że z roku na rok zmuszona jestem rezygnować coraz częściej… Kończy się tym, że tylko rośnie lista tytułów, które bardzo chciałabym poznać. A tu nie ma kiedy!
Styczeń zaczął się całkiem owocnie — ukończyłam wreszcie Alice: Madness Returns (wersja na PS3), która zajęła jedno z miejsc na liście moich ulubionych gier. Nie jest to pozycja innowacyjna ani pod względem rozgrywki, ani pod względem tematyki — to raczej duchowy spadkobierca American McGee’s Alice z 2000 roku i pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika specyficznego klimatu Alicji w Krainie Czarów. W grze Alice Liddel jest starsza i boryka się z traumą z dzieciństwa — pożarem, w którym zginęli jej najbliżsi. Od tej pory dziewczynka mieszka w obskurnym sierocińcu i uczestniczy w psychoterapii, a w trakcie sesji hipnotycznych wraca do Wonderlandu, by uporać się ze wspomnieniami. Kraina Czarów została cudownie przedstawiona — początkowo wygląda na sielankowe miejsce, to najbliższe ekranizacjom książki, z przedziwną i różnokolorową fauną i florą. Wraz z postępem akcji krajobraz zmienia się w coraz bardziej psychodeliczno-oniryczny, a Alicję próbują dopaść coraz koszmarniejsze stwory. Rozgrywka jest bardzo przyjemna i chyba tylko w jednym momencie zagryzałam zęby z frustracji. Trwa kilkanaście godzin, ale by odkryć wszystkie sekrety pewnikiem przyda się więcej niż jedno przejście. Podsumowując, polecam każdemu, nawet osobom niemającym zbyt dużych doświadczeń z grami komputerowymi.
W styczniu udało mi się ukończyć jeszcze jedną pozycję na PS3, God of War III. To osadzona w czasach starożytnych opowieść o Kratosie, mieszkańcu Sparty, a potem następcy Aresa na tronie boga wojny, który postanawia zemścić się na greckich bogach za doznane w przeszłości krzywdy. Idea zabawy jest prosta — pokonujesz całą gamę stworzeń, która staje Ci na drodze, co jakiś czas zaś stajesz oko w oko z silniejszym przeciwnikiem znanym z kart mitologii, trafiaj się też zagadki przestrzenne. Kratos poznaje nowe, silniejsze ciosy, a Ty próbujesz opanować milion combosów na padzie i nie dać się zabić. Byłam dość sceptycznie nastawiona do tej produkcji, ale ostatecznie okazała się szalenie grywalna i wciągająca, a także urzekająca oprawą graficzną. A do tego — raczej trudna (choć ponoć i tak banalnie prosta w porównaniu do poprzednich dwóch części, ale niestety nie mam porównania). No i zawsze lubiłam mitologię, nawet w strawestowanej formie. Tak więc jeśli komuś wpadnie w ręce, może zagrać, acz nie jest to produkcja na żadnym polu przełomowa.
Po owocnym styczniu nastąpiły miesiące posuchy i do grania wróciłam dopiero w maju — z okazji premiery najbardziej oczekiwanej gry tego roku, czyli Diablo III. Nigdy nie byłam zagorzałą fanką poprzednich części, a hack’n’slashe z reguły nudzą mi się dość szybko. Diablo III utrzymało mnie jednak przed ekranem przez bity miesiąc niemal bez przerwy; zdarzało się, że grając przez sieć, przez pół nocy plądrowaliśmy poszczególne lokacje, a następnego dnia, po odbębnieniu obowiązków, siadaliśmy znowu przed monitorami. Kolejny miesiąc grałam już z mniejszą werwą, a potem… Potem zaczęłam pracować i odstawiłam granie. Do Diablo III już nie wróciłam i podejrzewam, że powrót grozi mi najwcześniej za kilka lat, kiedy setne z kolei ubijanie tego samego bossa zatrze mi się w pamięci. Niemniej, będę Diablo III miło wspominać — jako jedyną grę gatunku, która na długi czas (200 godzin!) zapewniła mi rozrywkę. No i długo nie zapomnę samej premiery i boju o egzemplarze. :D
Po Diablo III miałam krótką przygodę… z World of Warcraft. Aż trudno w to uwierzyć, gdyż MMO nie lubię i latami się przed nimi broniłam. WoW okazał się całkiem sympatyczny, ale po pierwsze drogi w użytkowaniu, a po drugie strasznie czasożerny. Kiedy już będę na emeryturze, chętnie wrócę do Azeroth, ale teraz, na co dzień — nie ma szans, szkoda mi cennych godzin i cennych funduszy, zwłaszcza gdy przeliczę to na książki.
Ostatni zryw związany z grami miał miejsce tej jesieni. Zaczęło się od Mass Effect 3, czyli ostatniej części mojej ulubionej trylogii science fiction w świecie gier. Przygoda była dość krótka, całość zajęła mi 35 godzin, a choć gra ma niestety nieco więcej słabych stron niż poprzednie odsłony, koniec końców zapewniła mi masę przedniej rozgrywki i przejmującą, przygnębiającą fabułę. I tylko to zakończenie zepsuło wrażenia na sam koniec… Co nie zmienia faktu, że dla każdego, kto polubił część pierwszą i drugą, trzecia jest pozycją obowiązkową. A co z pozostałymi? Polecam — dużo sf, dużo emocji, trochę strzelania, trochę ważnych wyborów, ciekawi towarzysze i w gruncie rzeczy krótki czas trwania, więc łatwiej znaleźć miejsce w grafiku.
Z rozpędu po ME3 wróciłam zaś do The Elder Scrolls V: Skyrim, gry, którą zaczęłam rok wcześniej (czytaj — grałam przez 50 godzin i przeszłam może z 1/10 całości, a potem i tak zaczęłam od początku…), a tej jesieni odpaliłam ponownie i wsiąknęłam na kolejne 130 godzin. I wciąż nie skończyłam! Boję się strasznie tego, że jeśli teraz nie przejdę Skyrima do końca, to znów zdążę zapomnieć, co tak właściwie robiłam i będę zaczynać po raz trzeci. Co jest fatalnym pomysłem, zważywszy na ilość poświęconego już czasu. Ale z kolei każde odpalenie tej gry grozi minimum kilkugodzinną sesją, bo jeszcze jedną jaskinię trzeba zbadać, bo jeszcze jedno zadanie ukończyć, bo ciekawe, co jest za zakrętem… Świat w Skyrimie jest olbrzymi — a do tego przepiękny. Wędrowanie po nim to czysta przyjemność, a że właściwie w prawie każdej chacie, jaskini, świątyni mamy coś do zrobienia, to czas trwania zabawy przybiera kosmiczne wartości liczbowe. Polecam — zwłaszcza zimą, o ile tylko macie duże zapasy wolnego czasu.
W co nie zdążyłam zagrać? Na mojej liście priorytetów przewijają się trzy tytuły, które okupują ją niezmiennie od co najmniej roku. Są to: Heavy Rain, Batman: Arkham Asylum i Deus Ex: Human Revolution. W nadchodzącym roku postaram się sięgnąć przynajmniej po ostatnią z nich, zwłaszcza że udało mi się upolować Złotą Edycję w bardzo rozsądnej cenie. Plus, cyberpunkowe cRPG nie trafia się codziennie, a z moją słabością do cyborgów i wszczepów nie mogę tego przegapić. Jeśli chodzi o pozostałe dwa tytuły z listy marzeń, może być trudniej, przede wszystkim dlatego, że żadnego z nich jeszcze nie mam na swojej półce.
Które z produkcji nadchodzących w 2013 roku będę śledzić? Na mojej liście są trzy tytuły: Tomb Raider, The Last of Us, Beyond: Two Souls. Obecności Tomb Raidera właściwie nie muszę tłumaczyć nikomu, kto zna mnie prywatnie — w gry z Larą Croft w roli głównej gram od ósmego roku życia i choć nie są to produkcje wybitne, to zawsze stanowią dla mnie świetną rozrywkę. Nowa odsłona ma być kompletnie inna od wcześniejszych części, bardziej realistyczna i utrzymana w poważnym klimacie. Lara w gruncie rzeczy nie przypomina Lary i mogłaby mieć na imię nawet Hermenegilda, ale jak dobrze wiadomo — stara marka sprzeda się lepiej niż nowa marka… Trochę mnie to niepokoi, ale kiedyś na pewno dam nowemu Tomb Raiderowi szansę. W końcu stara miłość nie rdzewieje.
The Last of Us i Beyond: Two Souls to z kolei tytuły zapowiadane wyłącznie na PS3 (przez co doczekały się już swoich grupek hejterów, że jak to tak twórcy śmią nie zrobić wersji na PC). The Last of Us to nowa produkcja studia Naughty Dog, a każdy, kto grał w którąkolwiek z części Uncharted dobrze wie, że ta marka jest gwarancja najwyższej jakości — wciągającej fabuły, świetnej grywalności i przepięknej oprawy graficznej. Ich nowa gra zapowiada się na produkcję poważniejszą, rozgrywającą w świecie bliskiej przyszłości, niszczonym przez tajemniczą faunę zarażającą mieszkańców. Premiera — w maju. Również za Beyond: Two Souls odpowiada znane, sprawdzone studio — Quantic Dream, twórcy Heavy Rain. Zapowiadana produkcja to połączenie gry przygodowej z interaktywnym filmem, fabuła balansuje zaś na granicy thrillera i dramatu psychologicznego. W główną rolę wciela się Ellen Page, znana z takich filmów jak Juno, Incepcja czy Zakochani w Rzymie. Scenariusz produkcji liczył rzekomo 2000 stron. Dokładna data premiery nie jest jeszcze znana.
Grywacie od czasu do czasu? Czekacie na jakąś produkcję? A może w ogóle nie pociąga was ten typ rozrywki?